Skip to content Skip to left sidebar Skip to footer

Diner entre amis czyli kolacja z przyjaciółmi!

Współpraca gminy Tuchów z francuskim miastem Saint-Jean de Braye rozpoczęła się w 1994 r. Dwadzieścia cztery lata temu nastąpiła pierwsza wymiana młodzieży pomiędzy Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika, a szkołą średnią w miasteczku nad Loarą.

Później rozwinęła się współpraca władz samorządowych i narodziło się mnóstwo kontaktów rodzinnych oraz indywidualnych. Kiedy po raz pierwszy zaproponowano nam goszczenie Francuzów w domu, byłem nieco zaskoczony, ponieważ większość gości zagranicznych w Polsce preferuje raczej ekskluzywne hotele. Szybko jednak zrozumiałem, jaki jest sens takiego postępowania. Otóż prawdziwa i pełna integracja może nastąpić tylko w codziennych,bezpośrednich kontaktach. Ważne są niewątpliwie rozmowy na oficjalnym szczeblu, ale nic nie jest w stanie zastąpić wspólnego rozwiązywania życiowych problemów.

W tym roku otrzymaliśmy od naszych przyjaciół z Francji niezwykłe zaproszenie. Otóż z okazji 100- lecia odzyskania niepodległości i zakończenia I wojny światowej przedstawiciele Stowarzyszenia Ambrezjańskiego postanowili zaprosić nas na wspólne świętowanie. Wszystkie koszty tego pomysłu wzięli na siebie, łącznie z przejazdem autobusem w obie strony. To wspaniałomyślny gest, ale nie pieniądze są w tym wypadku najważniejsze. Od chwili powitania, aż po wzruszające pożegnanie (nie zabrakło prawdziwych łez) atmosfera była fantastyczna, a kontakty z naszymi przyjaciółmi niezwykle serdeczne. Pierwszy dzień spędziliśmy u goszczących rodzin, na spacerach po mieście i wspomnieniach poprzednich spotkań. Ciekawym przeżyciem był udział w katolickiej mszy św., w której brały udział rodziny o czarnym i śniadym kolorze skóry. Niektóre kobiety na głowach miały charakterystyczne chusty: czyżby ekumenizm święcił we Francji triumfy? Po nabożeństwie ksiądz każdemu wiernemu podawał rękę podczas wyjścia z zabytkowej kaplicy.

W poniedziałek rano wybraliśmy się na zwiedzanie pobliskiego Orleanu. Udało nam się nawet wejść do środka majestatycznej i pięknej katedry, która od kilku lat jest w nieustannym remoncie. Później spacer po zabytkowej dzielnicy portowej i chwila relaksu w porcie nad Loarą. Podziwialiśmy także odnowiony dom Joanny d’Arc oraz plac Dziewicy Orleańskiej, która za swoje liczne zasługi została… spalona na stosie. Po południu uroczyste odsłonięcie polskiej rzeźby i otwarcie alei miasta Tuchów w pięknym parku obok zamku Longues Allees. Następnie ceremonia otwarcia wystawy poświęconej ofiarom I wojny światowej i oficjalne powitanie polskiej delegacji przez władze miasta. W naszym imieniu wystąpił burmistrz miasta Tuchowa Adam Drogoś, który powiedział m.in. „Mam nadzieję, że współpraca między naszymi miastami będzie nadal owocna, jak dotychczas. Dzisiaj z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim mieszkańcom Waszego miasta za współpracę, wspólną wymianę doświadczeń w dziedzinie oświaty, kultury i międzyludzkiej”. Kolacja w sali Jean Baptiste Clement była naprawdę wyśmienita, nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że kuchnia francuska jest najlepsza na świecie.

We wtorek nasi licealiści z opiekunami pojechali do Paryża, a pozostali w kilku grupach zwiedzali ratusz, mediatekę, halę sportową i wybrane szkoły. Arcyciekawym przeżyciem była dla nas wizyta we francuskiej szkole i rozmowa z p. dyrektor oraz nauczycielami tej placówki oświatowej, ale to jest temat na oddzielny artykuł. W mediatece też czułem się jak ryba w wodzie, bo wokół było tysiące książek. Poza tym mediateka oferuje użytkownikom setki płyt i kaset, księgozbiory tematyczne, a dla młodzieży jest też sala z grami komputerowymi.

W środę od rana padał deszcz, ale nie przeszkodziło nam to w zwiedzaniu wyjątkowego miejsca – muzeum Campaniare Bollee, czyli zakładu, gdzie produkowano kiedyś dzwony. Słuchaliśmy z zapartym tchem, jak praktycznie wygląda proces tworzenia tych skomplikowanych urządzeń, które wzywają wiernych na modlitwę. Obejrzeliśmy także doskonały film o ciężkiej pracy robotników i mistrzostwie majstrów, którzy z miedzi i cyny potrafią wydobyć harmonijny dźwięk. Wieczorem nasi gospodarze zaproponowali nam wspólną kolację w Orleanie, a pozostała część delegacji obejrzała świetny polski film Cold war. Doprawdy, trudno ocenić, co było lepsze, bo filmu jeszcze nie znam, ale ostrygi, mule i inne owoce morza były wyśmienite. Nasza kolacja trwała „tylko” 2 godziny, bo następnego dnia wcześnie rano pojechaliśmy pociągiem do…

Stolica Francji bez względu na porę roku jest zawsze fascynująca. Dzięki naszemu przewodnikowi szybko przesiedliśmy się do metra i po chwili już wspinaliśmy się schodkami na Montmart, gdzie znajduje się także słynny kościół Sacre Coeur. Krótki spacer po słynnym wzgórzu malarzy i poetów kończymy kawą w paryskiej kafejce. Znów metro, wysiadamy przed Notre Dame i ze zdumieniem stwierdzamy, że o tej porze roku nie ma żadnych koszmarnych kolejek, więc po kontroli bagażu szybko wchodzimy do środka. Po zwiedzeniu monumentalnej katedry dzielimy się na dwie grupy:kilka osób udaje się w kierunku wieży Eiffla, a my biegniemy do wymarzonego od lat Luwru. Kolejny szok – wchodzimy znów bez żadnej kolejki! PARYŻ w listopadzie jest boski. Znowu kontrola bagaży, zakup biletów na wszystkie wystawy i nerwowe rozglądanie się, gdzie może być Mona Lisa, bo wejść na sale wystawowe jest co najmniej kilka. Zapytana pani z obsługi z pobłażliwym uśmiechem wskazuje na wyraźny napis ze strzałką. Drugie piętro – malarstwo włoskie. Po drodze mijamy Nike z Samotraki i Wenus z Milo, patrzymy, gdzie kieruje się większość zwiedzających. Jeszcze jeden długi korytarz i wreszcie JEST. Przebijamy się powoli przez grupę turystów z Japonii i już znajdujemy się kilka metrów od obrazu Leonarda da Vinci.

Wrażenie niezwykłe, można robić zdjęcia bez ograniczeń, bo dzieło od widzów jest oddzielone bardzo grubą szybą. Stajemy z prawej strony, na środku i z lewej a ONA rzeczywiście zawsze patrzy nam prosto w oczy. Metafizyczna zagadka ludzkiego istnienia, spełnienie najskrytszych marzeń milionów kobiet: patrzcie i podziwiajcie, nie żyję już od wielu wieków, a wy nadal się mną zachwycacie. Mistrz LEONARDO musiał ją bardzo kochać, bo zapewnił jej nieśmiertelność!

Po kilku godzinach musimy z żalem opuścić Luwr i Paryż, bo obiecaliśmy, że wrócimy wieczorem na wystawę chryzantem do Saint-Jean de Braye. Kompozycje kwiatowe bajeczne, po raz kolejny przekonujemy się, że Francuzi mają niezwykły dar do tworzenia artystycznych kompozycji. Po wystawie ostatni akord naszej wizyty. Diner entre amis! Pożegnalna kolacja z przyjaciółmi. Jak zwykle same smakołyki i doskonałe wino w rozsądnych ilościach. Pomysłowy program artystyczny o historii naszej współpracy, wspólna nauka języka polskiego i francuskiego i zabawne sytuacje z tym związane ( Francuzi pisali po polsku, a my po francusku). Nasi wspaniali licealiści zaprezentowali zespołowe tańce nieznanego mi pochodzenia, ale wykonane z niezwykłym urokiem i wdziękiem. Na koniec chciałbym jeszcze podać dwa przepisy na fantastyczne dania kuchni francuskiej. Pierwszy z nich to „raklet”. Małe ziemniaczki ugotowane na parze trzeba polać roztopionym serem dobrej jakości i podać to w otoczeniu różnych wędlin. Smakuje wybornie.Drugie wyjątkowe danie to „tażin”. Typowa potrawa marokańska. Podstawą jest mięso indycze (może być też inne). W jednym garnku gotujemy go z różnymi warzywami i koniecznie z konfitowaną limonką. Tajemnica wybornego smaku tkwi w specjalnych przyprawach, które u nas chyba są niedostępne. A wszystko to przegryzamy oczywiście pyszną bagietką. Na sam koniec podawane są obowiązkowo wspaniałe sery i desery. I jeszcze mała refleksja natury ogólnej: dwa narody i rodzinna Europa; od wieków łączyły nas wspólne dynastie, interesy polityczne i gospodarcze, Francja była dla nas wielokrotnie azylem, miejscem schronienia dla rządów emigracyjnych, mamy wspólnych naukowców i artystów, teraz mamy tam wielu znajomych i przyjaciół. I tak niech pozostanie na zawsze! Przed nami kolejne pożegnanie, ale za rok zobaczymy się znowu, cóż… C’est la vie

Koniecznie muszę dodać, że prawie w tym samym czasie w Tuchowie i Saint-Jean de Braye były wybory samorządowe i w obu miastach po raz pierwszy w ich historii najwyższe urzędy mera oraz burmistrza objęły kobiety: u nas pani Magdalena Marszałek, a we Francji pani Vanessa Slimani.

Jan Dusza