Skip to content Skip to left sidebar Skip to footer

Jak co roku … /tekst i foto. Grzegorz Kubit/

Można zaryzykować stwierdzenie, że rok w rok, prawie z regularnością szwajcarskiego zegarka, wylewa rzeka Biała. Tuchowianie powoli chyba zaczną się przyzwyczajać, że w wakacyjnych miesiącach ? lipcu i sierpniu – przez nasze miasto płynie rzeka wielkości co najmniej Dunajca. Trudno oszacować straty, ale na pewno ucierpiały pola uprawne zlokalizowane bliżej rzeki.

Niektóre domostwa musiały przeżyć chwile trwogi, gdy pod drzwi ich domów podchodziła woda. Sprzętów rolniczych, stojących koło domów, tegoroczna powódź też nie oszczędziła. Pytanie, czy byliśmy przygotowani na taki bieg wydarzeń ? Niech każdy odpowie sobie sam. Wydaje mi się, że w tym roku co niektórym puściły odrobinę nerwy, chwilami wyczuwało się atmosferę paniki. Jednak podwyższone wały okazały się na tyle mocne i wysokie że ?powódź 2004? nie zdołała ich sforsować.
Wiem, że zabrzmi to paradoksalnie i mogę wyjść na cynika i złośliwca , ale taka ?duża? woda, mimo ryzyka i grozy jej towarzyszącej, wyglądała bardzo ładnie. Zresztą wystarczy powiedzieć, że nie codziennie około godziny 22 można spotkać na moście spacerujących ludzi i usłyszeć gwar rozmów. Tak było podczas kilku czy kilkunastokrotnie podwyższonego stanu wody w rzece Biała.
Można powiedzieć, że niebezpieczeństwo minęło wraz ze ślicznym zachodem słońca ? 31 lipca, gdyż to właśnie wtedy Biała zaczęła opadać, w konsekwencji wracając do koryta.
Gdybym był Nostradamusem może odczytałbym to jako przepowiednie dotyczącą dalszych losów Tuchowa i rzeki Białej. Nostradamusem jednak nie jestem, żadnych paranormalnych zdolności nie posiadam, ale może ten zachód to jakiś znak dla nas ?