Skip to content Skip to left sidebar Skip to footer

Wywiad z artystą Jerzym Rojkowskim


Sport to zdrowie na mur beton – projekt, który był realizowany w Tuchowie w ostatnich dwóch tygodniach, miał na celu zagospodarowanie przestrzeni publicznej – betonowego muru znajdującego się w odległości ok. 100 metrów od tuchowskiego rynku. Mur ma długość 68 m i powierzchnię niemal 200 m2. Powstał na nim artystyczny mural autorstwa Jerzego Rojkowskiego. Mural nawiązuje tematycznie do dyscyplin sportowych uprawianych w Tuchowie oraz do obiektów ściśle związanych z Tuchowem.

Dwutygodniowa praca artysty Jerzego Rojkowskiego, dała możliwość poznania „rzemiosła” oraz samego artysty. Miejsce jego pracy, było często odwiedzane przez mieszkańców Tuchowa i okolicy. Artysta wiele razy słyszał słowa uznania wielkiego talentu oraz pytania o technikę malowania.

Kliknij, aby obejrzeć zdjęcia dokumentujące powstawanie tuchowskiego muralu.

Tuchowski mural jest już ukończony, wspaniale wpisał się w charakter miejsca w którym został wykonany.

Koordynatorem projektu był Jarosław Mirek (podinspektor ds. promocji i rozwoju gospodarczego)
Projekt sfinansowany został przez Burmistrza Tuchowa oraz Centrum Zdrowia Tuchów.

Mural w Tuchowie

„Poznałem swoje predyspozycje i na ich rozwijanie postawiłem.”

JERZY ROJKOWSKI – ARTYSTA

Estetyka graffiti skonwencjonalizowała się ostatecznie. Zamawiają je miasta, duże firmy, reklamodawcy. Czy Pańską twórczość, która jest już bardzo odległa od „kibolskiego” graffiti nadal należy uznawać za street art – niezależny głos ulicy, ruch alternatywny? To już nie jest bezprawna ingerencja w przestrzeń publiczną. Może powinna powstać nowa nazwa?
Moje malarstwo ścienne na zamówienie ma pewne elementy stylistyki graffiti i street artu, ale nie może być tak nazywane. To, że coś jest namalowane sprayem na murze nie jest jednoznaczne z tym, że jest to graffiti czy street art. Narzędzie, za pomocą którego coś powstało nie determinuje nazwy ani nie klasyfikuje powstałej pracy do konkretnej kategorii. Jeśli to samo malowałbym pędzlem, czy byłby to obraz?
Mnie niespecjalnie interesuje jak ktoś nazwie to co robię – jeden użyje określenia mural, drugi nazwie to street artem, jeszcze ktoś inny graffiti, a to przecież niczego nie zmienia w odbiorze pracy. Ludzie, nawet w obrębie środowiska, często przerzucają się argumentami typu: wy jesteście grafficiarze, bo robicie to a to, a wy jesteście street artowcy. Ja na to nie zwracam uwagi, roztrząsanie nazw, szufladkowanie nie ma sensu i prowadzi tylko do niepotrzebnych konfliktów między ludźmi. Jedynie do negocjacji i przy staraniu się o pozwolenia określona nazwa (bazująca głównie na stereotypach), ułatwiająca komunikację, jest potrzebna.

Miasta tworzą enklawy wysokiej sztuki. Czy na tzw. prowincji można tak tworzyć, aby uciec od łatwych emocji, schlebiających mniej artystycznie wyrobionemu odbiorcy, którego estetyka może się rozmijać z estetyką twórcy?
To jest bardzo trudny temat. Moim zdaniem kształtowanie poczucia estetyki w tym momencie jest mocno sparaliżowane. Kultura wysoka nie tylko w małych miejscowościach jest ciężko dostępna. Ludzie najczęściej nie mają nawet szansy dowiedzenia się o niej. Media publiczne, które z założenia mają kształtować estetyczno-kulturalną wiedzę i wyczucie, jeśli w ogóle je propagują to najczęściej w nocnych porach lub na kanałach, które nie są powszechnie dostępne. Młodzi ludzie zwykle nie chłoną sztuki, dopiero z czasem, przy odrobinie szczęścia, na nią trafiają, odkrywają i zaczynają się interesować we własnym zakresie.
Artysta zwykle jest źle postrzegany społecznie: nieodpowiedzialny, niechlujny, niesłowny, nie można na nim polegać itd.. Więc automatycznie to, co on tworzy, nie jest przez ludzi szanowane; do tego jeśli posługuje się sprayem to dochodzi następna masa innych bardzo negatywnych epitetów.
Oczywiście, że w małych miejscowościach można tworzyć dobrą sztukę. Tutaj też trzeba ludziom pokazać, że graffiti może być ambitne. Będą się dziwić, że coś takiego można sprayami malować, sądzić, że to fototapeta.

Niektórzy profesorowie w akademiach mówią, że czas studiów trzeba wykorzystać na eksperymenty, bo potem realne życie zweryfikuje wizje artysty. Czy będąc 5 lat po studiach ma pan ciągle możliwość i przyjemność eksperymentowania, zwłaszcza jeśli chodzi o duże projekty?
Ja się szybko określiłem, w którym kierunku chcę iść, została tylko kwestia rozwijania tych umiejętności. Przy każdym z projektów można eksperymentować, ale amplituda tych eksperymentów powinna mieścić się w granicach zdrowego rozsądku. Dopóki projekt jest wypadkową tego, czego chce klient i tego, czego ja chcę, to wszystko jest w porządku. Jeśli moja rola ma się sprowadzać jedynie do bycia narzędziem, które ma odmalować to, co ktoś chce, wtedy mogę się zgodzić lub nie. Zdarza się, że odmawiam, gdyż nie mogę się podpisać pod czymś, co prezentuje zbyt niski poziom. Nawet jeśli sam tego nie opublikuję, to inną drogą wyjdzie to na wierzch i mnie zostanie przypisane.

Mówi się, że sztuka to rodzaj nieuchwytnego napięcia między twórcą a dziełem. Na przykład nasz tuchowski rzeźbiarz przyznał, że niemożność przekazania wizji na dzieło nie daje mu spokoju, ale gdy czuje, że mu wychodzi, to aż mrowienie w palcach odczuwa. Czy w tym tuchowskim przypadku ma Pan odczucie tworzenia dzieła sztuki, czy tylko estetycznego zamówienia?
Czas pokaże – skończona praca sama da odpowiedź, poza tym, trudno w piątym dniu malowania mówić co będzie w finale pracy.
Pewne jest to, że dzieło sztuki nie powstanie, gdy jest celem samo w sobie. Nikt do tej pory, począwszy od greckich filozofów nie zdefiniował jednoznacznie czym jest sztuka. Żeby powstało dzieło sztuki powinno zawierać równie niedefiniowalne piękno. Z rzeczy pewnych na pewno nie zaszkodzi tu dobre rzemiosło i na pewno bywa składową, ale ono też może sprowadzić na złą drogę: kiczu…
Ukończyłem projektowanie graficzne i jako projektant jestem w stanie namalować prawie wszystko w dowolnej stylistyce. Z każdej pracy mogę być równie zadowolony jeśli spełni swoja funkcję. Mam oczywiście swoje ulubione konwencje: malarstwo iluzjonistyczne i fotorealizm. Jednak to nie zawsze może być zaproponowane, gdyż nie spełnia funkcji. Nie zawsze jest odpowiednie miejsce, by zasugerować np. namalowanie iluzjonistycznego okna. Dużo czynników musi się zejść, aby móc konkretny projekt zrealizować. Wszystko trzeba przeanalizować, zanim się podejdzie do ściany.
W tuchowskiej pracy założona jest widoczna z daleka kompozycja kolorystyczna, nawiązująca do barw miasta, natomiast z bliska będą widoczne postacie sportowców.
Na tym właśnie polega projektowanie – ma być spełniona określona funkcja, która jest poparta atrakcyjną formą. W naszym przypadku: funkcja – dekoracja muru przy hali sportowej w Tuchowie; forma wynikająca z funkcji – kolorystyka nawiązująca do barw miasta, postacie zawodników reprezentujących dyscypliny uprawiane w Tuchowie. Nie ma tu raczej miejsca na tworzenie sztuki dla sztuki.

Jakie są Pańskie relacje ze środowiskiem branżowym?
Znam krakowskich grafficiarzy, zwłaszcza tych starszych, jesteśmy dobrymi kolegami i szanujemy się wzajemnie. Nie oceniamy – jak niektórzy – według kryterium legalności lub nielegalności malowania. Jestem w pewnym sensie outsiderem, ponieważ niewiele osób tworzy tak, jak ja. Nieraz zdarza mi się malować z innymi, na tzw. jamach*, wtedy liczy się spotkanie z fajnymi ludźmi, a przy okazji powstaje wspólna praca.
W Polsce, oprócz festiwali i jamów odbywają się warsztaty graffiti; nie ma tradycyjnych plenerów.
* jam – wspólne improwizowane tworzenie dzieł na określony temat, mające sprecyzowane zadanie

Czy zgodzi się Pan ze zdaniem jednego z profesorów, który dostrzega podobieństwo między plakatem, a graffiti? Oprócz zapełniania pustych przestrzeni, one zawsze są interpretacją. Są klarowne, oddają istotę rzeczy. Są wręcz – tu cytat – jak prostytuka na ulicy – muszą przyciągać uwagę.
Znam wiele prac typowo street artowych, zwłaszcza tych robionych szybko, czyli szablonem, które są zaangażowane społecznie. Ten, kto to maluje, ma coś do powiedzenia – komentuje rzeczywistość, sytuację, wydarzenia i zmusza widza do myślenia. Na festiwalach graffiti, kiedy nie robiłem rzeczy na zamówienie, wykonałem kilka prac, które były wyrażeniem mojego zdania. Na przykład „Umierająca Kultura”: tancerka w pozycji umierającego łabędzia symbolizuje to, że gdzieś ta kultura jeszcze jest, ale na bardzo dalekim planie, bliskim ostatniego, bez odbiorcy.
Plakatowy sposób myślenia jest mi bliski – skończyłem projektowanie graficzne, więc robiłem liczne tego typu prace. Bardzo cenię tę dziedzinę za operowanie syntezą, z określonym i mocnym przekazem.

Murale, choć podlegają osądowi zarówno profesjonalnych krytyków, jak też tych z ulicy, nie mają możliwości weryfikacji przez rynek dzieł sztuki, jakim są galerie, aukcje. Nadal obrazy tradycyjnie malowane uważane są za artystyczny konkret. Obraz to kapitał. Jeśli się go uchroni przed zniszczeniem, może przetrwać wieki. Czy z tych względów tworzy Pan również tradycyjne, fotorealistyczne obrazy oraz grafiki?
Tworzenie obrazów bywa odległe od tworzenia murali/dekoracji komercyjnych. Murale to są często prace na zamówienie, gdzie trzeba godzić własną wizję z życzeniem klienta oraz funkcją projektu. Przy obrazach warto zachować artystyczną konsekwencję. W przypadku obu tych dziedzin występują zupełnie inne sytuacje, przeznaczenia, odbiorcy, raczej trudno to równoważyć.
W malarstwie bardzo lubię temat tancerek, ale przecież nie mogę proponować ich malowania przy każdym zamówieniu.
W swoim mieszkaniu jestem minimalistą, mam puste ściany. Mam tam swoją pracownię, w której maluję tradycyjnie. Spraye to trucizna, nie można ich używać w domu, wymagają do pracy maski i osobnego pomieszczenia z dobrą wentylacją.
Nie posiadam w domu cudzych obrazów. Nie kupiłbym też za wielkie pieniądze obrazu, na którym są „dwie kreski i kółko”. Jeśli już miałbym coś kupić, musiałoby być to takie dzieło, jakiego sam nie potrafię wykonać, a zajmując się też kopiami obrazów jest takich stosunkowo niewiele. Jestem branżowcem, więc inaczej podchodzę do malarstwa i gdy widzę dobry obraz, to pierwsze pojawia się techniczne pytanie „jak to jest zrobione?”. Co twórca zrobił, że wyszło mu tak, a nie inaczej? Czy ja potrafiłbym tak namalować, a jeśli nie to co zrobić żeby to zmienić?
Obecnie przygotowuję wystawę realistycznych obrazów.

Powiedział Pan, że używanie szablonu byłoby hańbą dla każdego grafficiarza…
Może nie hańbą, kiedyś było to raczej w potocznym sensie powiedziane. Chodzi o to, że to, co jest wykonane z ręki, jest dowodem wyższych umiejętności warsztatowych. Spray i malowanie z ręki, to jest technika, w której nie ma kontaktu narzędzia z malowaną powierzchnią. Oczywiście, że w pracy można, a czasem trzeba, używać szablonu (np. znaki graficzne firm). W tuchowskim muralu jest też część rzeczy wykonana od taśmy czy cyrkla, bo nie ma większego sensu odręczne malowanie piłki, która ma 2 metry średnicy.

Liczy Pan, że Pańskie murale przetrwają lata, będą szanowane, konserwowane, cenione jak freski?
Nie sądzę, mam realistyczne podejście do tego co robię. Musiałbym osiągnąć pozycję, jaką ma np. Wilhelm Sasnal, wtedy prawdopodobnie moje prace byłyby konserwowane i mógłbym pracować raz na kilka lat 😉
Trwałość muralu zależy od muru, jego jakości, warunków atmosferycznych. W Tuchowie jest bardzo solidna ściana w świetnym stanie, myślę, że około 15- 20 lat ten mural powinien spokojnie wytrzymać. Ale nie mogę dać jednoznacznej gwarancji, że się tyle lat utrzyma. Miło by mi było, gdybym go za 20 lat zobaczył, chcę, żeby się nim ludzie cieszyli.

Po namalowaniu w Krakowie muralu uśmiechniętego papieża JPII, młodzi ludzie polubili tamto miejsce. Wtedy wyraził się Pan, że pozytywne emocje należy pielęgnować.
Dziękując za rozmowę, chcę wyrazić nadzieję, że dzięki Pańskiemu dziełu tuchowianie również polubią miejsce przy muralu i też będą działać same pozytywne emocje.

Dziękuję.

Wielkie podziękowania dla wszystkich osób, które przyczyniły się do powstania tego muralu oraz za wszelką pomoc organizacyjno-logistyczną podczas pracy.
PS. Mój Ojciec pochodził z Tuchowa! 🙂



Z Jerzym Rojkowskim, twórcą artystycznego muralu przy hali sportowej w Tuchowie rozmawiała Elżbieta Moździerz.
Tuchów, 15 czerwca 2012 r.

Jerzy Rojkowski – absolwent ASP w Krakowie
(Wydział Form Przemysłowych – projektowanie graficzne)
Odbył stypendium w Lahti (Finlandia).
Jest wziętym artystą wykonującym artystyczne murale.
Zasłynął z wykonania w Krakowie muralu „Silva Rerum” –
jednego z największych na świecie.
Liczne zamówienia z miast i instytucji.
Uprawia też realistyczny rysunek oraz malarstwo akrylowe i olejne.
Jego tuchowskim dziełem jest mural o dł. 68m
i powierzchni niemal 200m kw.
Do pracy wystarczają mu farby, 3 rodzaje końcówek do sprayów,
maska i … 14 lat doświadczenia.

SUPLEMENT
• Kiedyś występował problem podszywania się pod mój pseudonim imp2k. Internet brutalnie weryfikuje takie rzeczy. Jeśli środowisko dowie się, że ktoś „wozi się na czyimś imieniu”, zniszczy go momentalnie, bo informacja szybko się roznosi. Taki uzurpator jest skończony w jednej chwili.
• Czym innym jest, gdy przyjmuję ucznia, aby np. zagruntował ścianę. Zdobywa on wtedy doświadczenie, ale niedopuszczalne jest podszywanie się pod moje konto. Gdyby ktoś zaczął zarabiać na moich pracach, wtedy trzeba by było iść do sądu. Ja się specjalnie nie boję konkurencji, ponieważ mam tyle lat nauki i doświadczenia, że zanim ktoś dojdzie do mojego poziomu, szybciej się znudzi. Aktualnie w Polsce na palcach jednej ręki można wyliczyć osoby, które mają podobny poziom warsztatowy. W Krakowie jestem jedyną osobą, która na ścianach wykonuje tego typu rzeczy tzn. portrety, iluzje, obrazy.
• Mógłbym uczyć takie osoby, które malują już od 5 – 10 lat. Dla początkujących nie ma znaczenia, kto ich uczy. Ktoś, kto umie 10% z tego co ja, też jest w stanie to równie dobrze zrobić. Przy mnie ci początkujący mogą się zniechęcić, bo wiadomo, że nie od razu osiągną oczekiwany efekt.
• Nie wykonuję prac związanych ze sportem, które potem identyfikowałyby mnie jako kibica lub utożsamiały z określonym klubem. W Krakowie trzeba zachować neutralność.
• Nie angażowałbym się politycznie, ale cenię tego typu prace. Dobrym przykładem jest akcja plakatowa Amnesty International. Powstał plakat specjalnie zaprojektowany do umieszczenia na słupie. Celowo taśma mocująca przechodziła przez twarz, kneblując usta. Nie trzeba nic więcej. Mocny przekaz, na zawsze zapamiętany.
• Nie zawsze odczuwam satysfakcję. Czasem bywa niedosyt, bo np. zabrakło czasu. Nie zawsze jest możliwość poprawienia pracy. Często w trakcie jej wykonywania wychodzą rzeczy niezaplanowane, ale tylko niektóre z nich podnoszą estetykę całości.
• Nigdy nie odpowiadam na pytania na temat pracy, dopóki jej nie skończę. Jeśli nie obroni się po ukończeniu, oznacza to, że coś było źle wykonane.
• W tuchowskim muralu zastosowałem uniwersalną stylistykę, taką żeby trafiała do większej grupy osób. Nigdy nie jest i nie będzie tak, że wszyscy są zadowoleni.
• Od dziecka moją pasją jest gra na perkusji oraz jazda figurowa na lodzie. Uczestniczę też w maratonach na rolkach. Fascynuje mnie taniec klasyczny.

fot. Wiktor Chrzanowski